Witajcie!

Dziś kilka słów o moim nowym hobby, jakim jest malowanie po numerach. Nie podejrzewałabym siebie o to, że w wieku dorosłym złapię za pędzel i będę malować farbami akrylowymi na płótnie. Od dziecka lubiłam rysowanie, to fakt, ale malowanie farbami? Nie było to moją mocną stroną. Malowanie po numerach odkryłam całkiem przypadkiem. Zaczęło się od obrazów, które moja córka dostała pod choinkę. Proces powstawania obrazu i zachwycający efekt końcowy bardzo mi się spodobał. Czemu by nie spróbować? Do odważnych świat należy. Wybrałam obraz Złote łzy od Artnapi. Nie miałam pojęcia, co z tego wyjdzie. Wiedziałam natomiast, że jak zacznę, to na pewno skończę. Cierpliwe dążenie do celu to jedna z moich silnych cech.

Kto namalował Złote łzy?

Nie wiadomo dlaczego, ale obraz przypisuje się Gustavowi Klimtowi. Przeczytałam natomiast, że prawdziwą autorką jest Anne Marie Zilberman. Niestety w Internecie nie ma zbyt wielu informacji na ten temat, a ja nie jestem wielkim znawcą malarstwa. Niezależnie od tego, kto namalował Złote łzy, stały się one nieodzownym dziełem sztuki o głębokiej symbolice i nawiązaniu do mitologii. Obraz przedstawia płaczącą Freyę – jedną z najważniejszych bogiń w mitologii nordyckiej. Łzy Frei były wyrazem tęsknoty i miłości, przemieniały się w złoto lub bursztyn w zależności od tego, czy spadły na ziemię czy do morskiej topieli

Złote łzy – malowanie po numerach

Złote łzy wybrałam intuicyjnie. Na początku po prostu spodobał mi się ten obraz i jego kolorystyka. W miarę malowania dostrzegłam w nim sens i swoją własną symbolikę. Tygodnie, w których powstawał, były dla mnie trudnym czasem. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak bardzo przytłoczona i przygnębiona jak wtedy – u zbiegu roku 2022 i 2023.

Za kilka dni minie rok od namalowania Złotych łez. Wszystko, co mnie wtedy smuciło, wymalowałam na tym obrazie. Po ostatnim maźnięciu pędzla odetchnęłam z ulgą – to już koniec. Nie tylko  tego obrazu. Koniec złego czasu. Od tamtego czasu dużo rzeczy w moim życiu uległo zmianie, jeśli chodzi o patrzenie na świat, ludzi wokół. Przeorganizowałam swoje życie, aby było w nim więcej przestrzeni na to, co jest dla mnie ważne, potrzebne i sprawia więcej radości. Malowanie po numerkach ma ogromną moc, czego doświadczyłam na własnej skórze. Nie wiem, dlaczego tak się stało, ale podziałało to na mnie terapeutycznie i oczyszczająco.

Złote łzy Artnapi

W Internecie jest kilka wersji Złotych łez do malowania po numerach, ale ta z Artnapi najbardziej przypadła mi do gustu. Każdy producent ma różnie nadrukowane płótna, różnie rozmieszczone pola, różne odcienie farb. Niby wszystko podobne, ale ten sam obraz ostatecznie wychodzi inaczej w zależności od tego, skąd zostanie zamówiony.

Namalowanie obrazu było ogromnym wyzwaniem ze względu na dużą ilość odcieni żółtych, pomarańczowych, brązowych. Niestety takie kolory mają do siebie to, że trzeba nakładać wiele warstw, aby zakryć numerek i linie pola. Ogólnie farby nie były złe, ale z wyżej wymienionych względów niektórych ledwo mi starczyło. Dwie czy trzy farbki robiły tzw. maziaje przy malowaniu i w ich przypadku również musiałam nakładać kilka warstw. W ramach ciekawostki napiszę, że w zestawie nie ma złotych farb – te łzy to różne odcienie żółtego, ale i tak w słoneczny dzień wyglądają jak złoto.

Od strony technicznej obraz był trudny. Wybrałam standardową wielkość 40×50 cm, ale prawie wszystkie pola były drobne, dużych pół praktycznie brak. Ma to swoje zalety, ponieważ im bardziej szczegółowy obraz, tym lepszy efekt końcowy.

Czy malowanie po numerach to prawdziwy obraz?

Dla mnie najprawdziwszy, zwłaszcza jeśli jest pomalowany starannie i nakłada się grube warstwy. W trakcie malowania można poczuć się jak prawdziwy artysta. To był mój pierwszy obraz, więc bałam się eksperymentów, ale wiem, że można sobie na to pozwolić – choćby poprzez blendowanie kolorów, aby uniknąć efektu kolorystycznego odcięcia między poszczególnymi polami.

Wytworzenie czegoś własnymi rękami przynosi mi ogromną satysfakcję. Namalowanie obrazu według numerków zajęło mi kilka tygodni, ponieważ robiłam to głównie wieczorami – pola widać najlepiej dopiero przy sztucznym świetle. Co prawda wielokrotnie przypłaciłam to niewyspaniem na drugi dzień, ale cóż, i tak było warto.

Będzie mi miło, jeśli wpadniesz do mnie na Instagram i polubisz Złote Łzy 🙂

 

 

Udostępnij