W moim domu rodzinnym było ich na pęczki. Pnące po ścianie w salonie, zwisające z wiklinowych kwietników, dumnie stojące na parapetach. Wszelkiego rodzaju mniej lub bardziej zdrowe rośliny doniczkowe. Nie pamiętam już ich nazw, ani nawet wyglądu, ale wspominam z sentymentem jak wszystko, co dotyczy domu.
Szczerze mówiąc, przez wiele lat nie przywiązywałam uwagi do kwiatów doniczkowych, tym bardziej do ich właściwości. A jeśli już jesteśmy ze sobą szczerzy, posądzałam siebie o najgorsze. O to, że jestem morderczynią kwiatów, która w przeszłości zabiła kilka kaktusów i wykończyła dwa długoletnie storczyki.
Jeden z nich, ten w fioletowej doniczce, pamiętał czasy narodzin mojej córki, a było to ho ho… dawno, bo 8 lat temu. Dziś ta doniczka stoi pusta na balkonie. Trochę jak wyrzut sumienia, trochę na pamiątkę, a trochę dlatego, że nikomu nie chce się jej wyrzucić. Zyskała więc status ogrodniczego przydasia na przyszłość.
Raz przesadziłam do niej Awokado, ale zaczęło marnieć, zupełnie jakby wyczuwało zwłoki swojego poprzednika.
Kwiatków oczywiście nie brakowało w naszym mieszkaniu, ale powiedziałabym, że ta kwietna zieleń rozstawiona po kątach była taka nienachalna.
Aż tu nagle ni stąd ni zowąd, jak to u mnie bywa, wybuchła całkiem nowa i niespodziewana fascynacja kwiatkami w doniczkach. I tak przemyślałam sobie to wszystko, ułożyłam w myślach, że co prawda kaktusy sto lat temu odeszły na drugą stronę słońca wraz z nieszczęsnym storczykiem, ten grubosz rozpadł się za życia, z jednej draceny został smutny pieniek, a aloes jakby się rozpuścił, ale reszta, cóż, reszta żyje i ma się znakomicie. Nie jest więc najgorzej z moją ręką do kwiatów. Może nawet będą ze mnie ludzie.
Po remoncie salonu wstąpiła we mnie nowa siła. Jako że podobają mi się klimaty boho i urban jungle w domu, a tam roślin nie brakuje, postanowiłam zrobić sobie prywatną dżunglę w mieszkaniu. I tym sposobem kwiatek do kwiatka, uzbierała się niezła kolekcja.
Dziś nie przedstawię wszystkich swoich kwiatków. Skupię się na tych, które mają właściwości zdrowotne. Oto moje mniej lub bardziej modne kwiaty doniczkowe.
Zdrowe rośliny doniczkowe: ta 6-tka musi być Twoja
Geranium na ból ucha, katar i komary
Geranium nazywane jest Anginką. Możliwe, że ma to związek z jego właściwościami kojącymi ból. Dla mnie ta nazwa kompletnie nie pasuje. W końcu każdy wie, jaki jest zapach z gardła przy anginie, a Geranium pachnie przepięknie. Powiedziałabym, że oszałamiająco. Zapach jest wyzwalany przez dotyk lub poruszanie gałązką. Dla mnie jest taki trochę cytrusowy, trochę korzenny, jednocześnie dość słodki.
Można robić nalewki z Geranium, olejki, mikstury lecznicze, a nawet pić herbatę “przyprawioną” liściem tej roślinki.
Moje geranium jest niesubordynowane i rozrosło się w wielki, bezkształtny krzaczor. W warunkach naturalnych rozrasta się na kilka metrów, w co jestem w stanie uwierzyć, patrząc na swój okaz. Jakiś czas temu przycięłam je i podwiązałam pędy, aby nie rozłaziło się na boki, ale nieuniknione będzie przesadzenie go do większej doniczki, jak już znajdę chwilę czasu między dyżurami.
Geranium potrzebuje regularnego podlewania i dość często. Lubi pić, a odwodnienie manifestuje nieco obwisłymi liśćmi. W zasadzie nie trzeba za wiele z nim robić. U mnie stoi przy południowym oknie w salonie, choć czasem przeprowadzam je do sypialni, gdzie jest ciemniej i prawdopodobnie jest mu wszystko jedno, bo nie wygląda na niezadowolone.
A może Paproć, bo mówią, że oczyszcza powietrze
Moją paprotkę kupiłam w sklepie z owadem w kropki w nazwie. Nie była nigdy specjalnie reprezentatywna. Taka trochę bida, która tak sobie powolutku ciągnie i ciągnie jakoś bez wzlotów i upadków swoje nudne życie – najpierw na kredensie w salonie, a teraz w sypialni. Ku mojemu zdumieniu, im mniej przy niej robię, tym bardziej odżywa. Kiedyś przeczytałam, że paprocie są wrażliwe na dotyk i smyranie. One tego nie znoszą. Postawiłam ją w średnio słonecznym miejscu w sypialni i nie podlewam tak dużo jak wcześniej. Nie podchodzę. Nie dotykam. Nie smyram liści. Widać pierwsze efekty. Warto wspomnieć, że Paprocie to w sumie nie lubią przelewania i lepiej zapomnieć o podlaniu niż być nadgorliwym w tym temacie.
Jeśli chodzi o zdrowotne właściwości domowej Paproci, przede wszystkim oczyszcza powietrze z formaldehydu, który wydzielają tapety, farby do ścian i wykładziny. Niektórzy nazywają ją filtrem powietrza. Oprócz filtrowania, podobno jonizuje powietrze, ale żeby właściwie pełniła tę funkcję, trzeba ulokować ją gdzieś przy telewizorze. U mnie stoi w sypialni, gdzie telewizora nie mam i wystarczy, że cieszy oko. I filtruje powietrze, oczywiście. Niektórzy twierdzą, że Paprocie są nieco staroświeckie, ale ja tak nie uważam. Od jakiegoś czasu wracają do łask trendy z dawnych lat, więc zaliczam Paproć do całkiem modnych kwiatów doniczkowych w tym sezonie. Jest to jeden z tych uniwersalnych kwiatów, pasujących do każdego wnętrza. Nie mogło zabraknąć jej i u mnie.
Skrzydłokwiat – według NASA najlepszy filtr powietrza w kategorii zdrowych roślin doniczkowych
Jeśli chodzi o zdrowe rośliny doniczkowe w domu, warto zakupić Skrzydłokwiat – jeden z modniejszych kwiatów 2021 roku. Mój okaz mieszkał sobie wcześniej w Ikea. Przechadzałam się tam, gdy remontowaliśmy salon, aby kupić szafę. Szafy nie było, ale był skrzydłokwiat, więc przynajmniej poprawiłam sobie humor. Jest niewiele domowych roślin doniczkowych, które oprócz liście mają kwiaty. Skrzydłokwiat zakwita nawet całorocznie i wygląda nietuzinkowo.
Nie jest zbyt trudny w uprawie, skoro jeszcze go nie zabiłam. Trzeba go podlewać tak nie za dużo i nie za mało. Najlepiej, gdy nie stoi w bezpośrednim słońcu, ale też nie w cieniu. Taki kwiat, którego pielęgnuje się całkiem zwyczajnie.
No dobrze, a co robi skrzydłokwiat? Otóż podobnie jak Paproć, oczyszcza powietrze z lotnych związków chemicznych. Jest rekomendowany nawet przez NASA w tym celu. 😉 Może jeden skrzydłokwiat cudów nie zdziała, ale jak to mówią, w grupie siła. Wierzę, że moja drużyna pierścienia roślin oczyszczających przefiltrowuje powietrze, którym oddycham w mieszkaniu.
Skrzydłokwiatu nie można jeść, ponieważ ma właściwości trujące.
Jeśli zdrowe i modne kwiaty doniczkowe, to musi być też Zamiokulkas! Piękny, efektowny i oczyszcza powietrze
Jak wszystkie najpiękniejsze rośliny doniczkowe, Zamiokulkas nie nadaje się do jedzenia ze względu na trujące właściwości. Jako że nie mamy w zwyczaju zjadać naszych kwiatów doniczkowych, pełni dostojną funkcję fabryki tlenu w naszym salonie. Mój Ziemniak jest już bardzo duży. Dostałam go kilka lat temu na parapetówę i trzyma się do tej pory w dobrej kondycji. Przeżył już wielki rytuał przejścia do większej doniczki. Musiałam zamontować mu drabinkę, aby nieco ułożyć rozchodzące się na boki pędy.
Ktoś doradził mi, że dobrze postawić go w miejscu, gdzie musi rosnąć w górę, aby dotrzeć do światła. Stoi więc za bokiem kanapy, nieco dalej od okna. Widzę, że to działa i faktycznie wyciąga się w górę, a nie na boki.
Zamiokulkas z racji swoich rozmiarów staje się z czasem olbrzymim filtrem powietrza ze szkodliwych substancji. Do tego nie potrzeba mu wiele, jeśli chodzi o pielęgnację.
Jeśli zdrowe rośliny doniczkowe, to nie może tu zabraknąć Zielistki
Niektórzy zaliczają zielistkę do traw ozdobnych. Faktycznie coś w tym jest, bo rozrasta się szybko i łatwo jak trawa. Z czasem zaczyna wypuszczać takie dziwne, zwisające pędy, które przypominają mini – zielistki. To są jej dzieci, które można sobie urwać i wsadzić do ziemi. Właśnie w ten sposób została rozmnożona moja Zielistka. To mój pierwszy kwiat doniczkowy, który wyhodowałam całkiem sama.
Zielistce nie potrzeba nic szczególnego. Rozrasta się w ekspresowym tempie. Co ważne, nie jest trująca dla ludzi i zwierząt. Oprócz standardowego oczyszczania powietrza w pomieszczeniach, pochłania promieniowanie elektromagnetyczne z urządzeń elektrycznych. Niektórzy przypisują jej wyłapywanie kurzu, ale czy ja wiem, może mam za mało zielistek, bo kurz w salonie jest jak ta lala. Tak jak sprzątałam, tak muszę sprzątać dalej, więc tej ostatniej właściwości nie potwierdzam.
Radermachera – pochłaniarka dymu
Radermachera nazywana jest szmaragdowym drzewkiem, Nikotynką, Nikotynowcem. Niektórzy mówią, że jest królową roślin doniczkowych ery PRL-u. Jej głównym zadaniem jest pochłanianie dymu, choć u mnie w salonie nie ma z nim styczności. Dodatkowo wprowadza dobry nastrój i pozytywnie oddziałuje na emocje. W naturze rozrasta się w olbrzymie drzewo, w doniczce nigdy nie osiągnie takich rozmiarów. Moja Nikotynka rośnie całkiem szybko. Kiedy ją kupiłam w owadzim sklepie na B, była taką niepozorną, małą zieleninką. Dziś przypomina maleńkie drzewko na solidnym pieńku.
Tak jak w przypadku większości domowych roślin doniczkowych, Radermachera lubi wszystko umiarkowane – słońce nie za palące, wody nie za dużo i nie za mało. Mój okaz lubi pić całkiem sporo, a odwodnienie manifestuje oklapnięciem liści.
Nigdy nie wybierałam rośliny do domu dlatego, że ma jakieś właściwości zdrowotne. Tego, które kwiaty są dobre dla zdrowia, dowiedziałam się przy okazji. Jeśli chodzi o roślinki, kupuję je najczęściej spontanicznie. Myślę, że jeśli w domu jest ich dużo, mają szansę wymieniać powietrze na lepsze. Te mniej lub bardziej modne kwiaty doniczkowe nie tylko ozdabiają wnętrze, ale też poprawiają mi nastrój.