Chronicznie nieszczęśliwi. Tak czasem jest. Niby wszystko mają, a najważniejszego ciągle brakuje. Dziesiątki pytań, czego do cholery chcą. Od siebie, od innych, od życia. Czytają poradniki, czasopisma, coachingowe wpisy. Wszyscy krzyczą – weź po prostu zacznij się cieszyć, czerp radość z codzienności, dostrzeż pozytywne strony. Stają więc przed lustrami, przymierzają uśmiechy. Przykleją do twarzy. Trochę krzywo. Są jak baletnice z oberwanymi sukienkami. Cieszą się z listka, kasztanka, deszczyku, żeby jakoś było. Próbowałaś, ale nie umiesz tak jak inni, tak normalnie. Nawet najprostszą rzecz jesteś w stanie skomplikować sobie do rozmiaru nigdy nierozwiązanego równania  z podręcznika do matmy. Tego, który straszy Cię czasem w koszmarach, choć minęło już tyle lat, od kiedy oddałaś go na makulaturę, myśląc z ulgą, że Einsteinem nie będziesz, ale co tam trzeba to sobie wyliczysz.

Wierzysz, że gdzieś istnieje wzór, aby rozwiązać to zadanie. Gdy byłaś mała, myślałaś że mózg to taka okrągła przestrzeń na kształt głowy, pełna przegródek z malutkimi karteczkami, na których zapisane są hasła klucze wszystkiego co wiesz, znasz i czujesz. Są po to, abyś nigdy nie zapomniała o żadnej rzeczy, której doświadczyłaś. Ta wielka kartoteka to Twój drogowskaz, wewnętrzna encyklopedia. Dopóki żyjesz, dopóty szukasz. Takie zwyczajne rozkminki dziecięce, bo to niemożliwe, że mózg to tylko biologia, bezkształtna masa, która nie przypomina niczego sensownego. Wierzysz, że tam jest Twój wzór, jakieś słowo wyjaśnienia. Analizujesz je wszystkie, palcem na ścianie kreślisz mapy semantyczne. Do rana, a później zamiera Ci serce. Przykładne robożycie czas start. Zalewasz poranną kawę, wydeptujesz dobrze znaną ścieżkę łazienka-szafa-drzwi-winda. Kolejny dzień wypędza Cię z łóżka.

W mojej rodzinie kobiety są nieszczęśliwe. Od pokoleń. Prababcia, babcia, matka. I ja…- napisała mi na messenger. Wyobraziłam sobie, jak właśnie przechyla kieliszek czerwonego wina. Kiedyś pewnie wybrałybyśmy się na długi, wieczorny spacer albo spędziłybyśmy noc przy stole obstawionym szkłem, jak to zwykle bywa przy okazji rozmów, które pojawiają się znienacka. Niczym petarda wybuchają między zdaniem o chujowej pogodzie a niewinnym wspomnieniem o kimś, kto był lub nie było go wcale. Teraz wszyscy klikamy. Takie czasy. Taki klimat. Obok śpi moja córka. Mam nadzieję, że najgorsze, czego doświadczy, to zły sen.

Zastanawiasz się, dlaczego w jednych rodzinach kobiety z pokolenia na pokolenie prowadzą nieszczęśliwe życie, a w innych trwa sielanka niczym idealne Instażycie.

Wydarzenia z życia Twojej prababci mogą mieć wpływ na życie Twojej wnuczki

Okazuje się, że to, co przeżyli członkowie naszych rodzin kilkadziesiąt lat temu, ma wpływ na odczuwane przez nas emocje, pojawiające się myśli, umotywowane nimi zachowania. Zostało to udowodnione naukowo. Profesor Rachel Yehuda, która jest psychiatrą i neurologiem zauważyła, że dzieci i wnuki osób ocalonych z holokaustu mają objawy syndromu stresu pourazowego (PTSD), choć same nigdy nie przeżyły żadnej traumy. Osoby te w swoim życiu notorycznie odczuwały lęk, nerwowość, otępienie, bezsenność i cierpiały na koszmary. Wiele z nich miało depresję.

To, dlaczego powielają symptomy traumy, której same nie przeżyły, stało się zagadką, dopóki Yehuda nie zbadała poziomu kortyzolu. To hormon, który pomaga wrócić ciału do normalnego funkcjonowania po przeżyciu ogromnego stresu. Choć sam stres związany jest z jego wysokim poziomem, osoby z PTSD mają na stałe obniżony poziom tego hormonu. Swoją dysfunkcję hormonalną przekazują dzieciom, co predysponuje je do odczuwania objawów PTSD, choć same nigdy nie przeżyły niczego tak mocno stresującego.

Yehuda podobne badanie przeprowadziła u weteranów wojennych, a także u kobiet ciężarnych, które zostały dotknięte PTSD w wyniku ataku na WTC.

Jeśli w Twoim życiu na pierwszym planie jest przygnębienie, smutek i lęki, być może powinnaś przeanalizować wydarzenia z przeszłości poprzednich pokoleń. W książce Marka Wolynna pt. Nie zaczęło się od ciebie, pojawia się kluczowe pojęcie traumy dziedziczonej.

Zdanie “nie denerwuj się w ciąży” zyskuje nowy sens

Jest taki moment w naszym życiu, w którym nosimy w sobie materiał genetyczny naszej babci, matki, swój własny, a także swojej córki. Brzmi absurdalnie, prawda? Kiedy jesteś w ciąży, córka siedząca w Twoim brzuchu wykształca blastyczne komórki jajowe, dzięki którym kiedyś powstaną jej dzieci. Kiedy Twoja matka nosiła Cię w brzuchu, podobnie było z Tobą. Okazało się część DNA, która była uznawana niegdyś za śmieciową, koduje niektóre zachowania i emocje. Tym sposobem możesz mieć zakodowaną w sobie nieprawidłową zdolność przeżywania stresowych sytuacji i odoczuwać coś, co przytrafiło się Twojej babci, i nie zdawać sobie z tego sprawy. Sygnały ze środowiska mogą zmienić zachowanie i fizjologię komórek w naszym ciele, a także aktywować lub wyciszać niektóre geny, także te odpowiedzialne na psychikę i emocjonalność.
Płód współodczuwa razem z matką i dziś nie jest to dla nikogo zadziwiające, ale fakt, że będą to odczuwać trzy pokolenia, już tak. Autor książki przytacza przykład, w którym Twoja babcia dowiaduje się o śmierci męża, będąc w ciąży z Twoją matką. Babcia odczuwa ból, który dzieli z Twoją matką i poniekąd z Tobą, gdyż w jajnikach Twojej matki są komórki z naznaczonym stresem materiałem genetycznym. Może to skutkować tym, że kiedyś będziesz odczuwać strach przed śmiercią bliskiej osoby albo będziesz zamartwiać się na wyrost o tych, których kochasz, co stanie się źródłem przewlekłego lęku, nerwicy i depresji. Mogą nękać Cię emocje, które zazwyczaj towarzyszą żałobie. W okresie współdzielenia jednego środowiska stres może zmienić DNA – trauma jednego członka rodziny zostaje wpisana w nie na zawsze. Takie DNA przekazywane jest z pokolenia na pokolenie.

Więź matka – dziecko (nie tylko dla mam)

Mark Wolynn w swojej książce porusza nie tylko kwestię genetyki, ale też to, co w zasadzie jest mniej odkrywcze, a jednak tak samo istotne. Chodzi o przekazywanie wzorców z pokolenia na pokolenie. W ten właśnie sposób budowana jest opieka macierzyńska. Problemy na poziomie więzi matka-dziecko nie dotyczą tylko tych dwóch osób, ale są przekazywane następnym pokoleniom. To, jakimi matkami były nasze babcie ma wpływ na to, jakimi jesteśmy my. Jeśli babcie w jakiś sposób zaniedbywały nasze mamy, być może będziemy mieć problem w nawiązywaniu relacji z innymi ludźmi.
Według Wolynna, dla noworodka zerwanie więzi z matką to coś więcej niż odczuwanie tęsknoty.

Noworodek odbiera to jako zagrożenie życia. Jeśli separacja się przedłuża, dziecko odczuwa rozpacz, a później się poddaje.

Jeśli ciągle czujesz się przegrana i często odczuwasz klęskę, być może Twoje babcia utraciła wcześnie rodziców lub została w jakiś sposób przez nich odrzucona. Więź matka-dziecko to coś, co jest budowane przez kilka pokoleń, analogicznie może być w ten sposób uszkadzane. Jeśli ktoś Cię odrzuca albo nie akceptuje, smutne doświadczenia z przeszłości Twoich bliskich, które żyją w Twojej podświadomości, mogą się uaktywnić.

Trzy córki – ta sama odziedziczona trauma – trzy różne drogi życia

Załóżmy, że w rodzinie pojawia się problem, który nazwiemy roboczo “brak szczęścia do facetów”, w kolejnych pokoleniach może być wyeksponowany za każdym razem inaczej. Jeśli matka wybrała niewłaściwego mężczyznę i tkwiła wiele lat w tym nieszczęśliwym wyborze, odciśnie się to na życiu jej córek, ale niekoniecznie w ten sam sposób. Pierwsza córka może skopiować życie matki, próbując podświadomie przepracować to, czego nie zdążyła matka. Druga córka może za to przejąć na siebie nigdy nie wyrażone uczucia matki – np. ciągłe rozczarowanie, gniew, strach, które będą niszczyć każdy jej związek niezależnie od tego, z kim się zwiąże. Trzecia córka być może zostanie sama ze strachu przed skopiowaniem losu swojej matki. Choć możliwości jest kilka, wszystkie córki będą nosić ślady traumy matki. Wolynn podpiera swoją teorię ciekawymi przykładami ze swojej pracy w zawodzie terapeuty.
Wyszczególnia trzy najczęstsze drogi, jeśli chodzi o dziedziczoną traumę po przodkach, wynikające z naruszenia więzi matka-dziecko. Jedno dziecko będzie mieć w sobie potrzebę ciągłego zadowalania innych, bycia grzecznym, miłym i dobrym w strachu przed odrzuceniem. Drugie będzie “tym złym”, tzw. outsiderem, robiącym wszystko, aby nie wchodzić w bliskie relacje. Trzecie będzie biernie trwać w izolacji, nie nawiązując kontaktów.

Czy człowiek rodzi się jako czysta tablica?

książka o ptsd
Okładka e-booka

Wygląda na to, że wcale nie. O tym, jacy jesteśmy i jak wyglądają nasze wybory, a co za tym idzie życie, decyduje przeszłość rodzinna i wygląd więzi matka-dziecko kilka pokoleń wstecz. Jeśli więź była dobra, życie stoi przed Tobą otworem. Jeśli były zakłócenia, masz ciągle pod górkę, a najgorsze jest to, że często nie możesz znaleźć odpowiedzi, dlaczego życie biegnie obok i wciąż omija Cię to, co w nim najlepsze. Zamiast korzystać ze wszystkiego dobrego, co dzieje się wokół Ciebie, stoisz w miejscu i cierpisz. W dalszej części książki Wolynn opisuje, jak sobie poradzić z taką sytuacją.

Książka jest bardzo ciekawa i warto ją przeczytać. Część wiedzy przekazana jest dość trudnym językiem w sposób nużący, chodzi głównie o informacje typowo naukowe, jednak nie zraziło mnie to, z czego się cieszę. Przytacza sporo przykładów, sytuacji rodzinnych obrazujących jego teorię. Jeśli w Twoich emocjach nie dzieje się najlepiej, zazwyczaj szukasz przyczyny w sobie, a gdy jej nie znajdujesz, i tak szukasz jej w sobie. Według Wolynna często okazuje się, że trzeba poszperać głębiej, nawet kilkadziesiąt lat wstecz, bo… “nie zaczęło się od Ciebie”.

Udostępnij