W kwietniu miałam operację, która uziemiła mnie w domu na miesiąc. Postanowiłam wdrożyć plan stworzenia swojego drzewa genealogicznego, bo przyznaję, że siedziało mi to w głowie od dawna, ale nie miałam dostatecznej ilości czasu. Zależało mi na odtworzeniu losów rodziny, a nie tylko na suchych informacjach i datach. Okazało się, że nie da się odtworzyć historii rodzinnej bez zapoznania się z kontekstem historycznym danych czasów, obyczajów ludności i wiedzy, jak kiedyś wyglądało ich życie. W gałęziach mojej rodziny pojawiały się osoby pochodzenia chłopskiego, mieszczanie i inteligencja. Zainteresował mnie wiek XIX oraz początek XX, dlatego chętnie sięgnęłam po książkę Joanny Kuciel – Frydryszak pt. Chłopki – opowieść o naszych babkach.
Chłopki – o czym jest opowieść o naszych babkach Joanny Kuciel – Frydryszak?
Książka należy do literatury faktu. Jest to reportaż o tym, jak wyglądało życie kobiet na wsi, głównie w pierwszej połowie XX wieku. To długa opowieść, w której znajdziemy głosy ich potomków. Dzielą się oni wspomnieniami zasłyszanymi od swoich mam, babć i prababć. Joanna Kuciel – Frydryszak analizuje informacje na temat losów kobiet urodzonych na wsi. Oprócz wspomnień, są to także wycinki prasowe, listy, zdjęcia. Przedstawia wiejskie obyczaje i ogólny kontekst trudnej sytuacji, jaka panowała wśród rodzin rolniczych. O czym niegdyś marzyły kobiety? Czego im brakowało? Jak wyglądał ich dzień? Czy dało się być szczęśliwą? Autorka porusza najróżniejsze aspekty życia – dorastanie, małżeństwo, praca, wykształcenie, zabobony, emigracja oraz zdrowie.
Chłopki | Recenzja
Książka bardzo wpisała się w moje czytelnicze zainteresowania. Na pewno przypadnie do gustu tym, którzy uwielbiają literackie podróże w czasie. Dzięki Joannie Kuciel możemy podejrzeć domy i życie naszych prababć. Aż trudno uwierzyć, jak wielka bieda panowała na wsi zaledwie kilkadziesiąt lat temu. Ludzie marzyli o rzeczach dostępnych dziś na wyciągnięcie ręki – o butach, możliwości nauki dłużej niż 3-4 klasy, o małżeństwie z miłości a nie dla ziemi, oraz o tym, żeby mięso gościło na stole nieco częściej niż kilka razy do roku.
Przeciętna polska chłopka rodziła się w wielkiej biedzie jako dziecko jedno z wielu, które nie posiadało niczego prócz miejsca w nogach łóżka przy swoim rodzeństwie. Dzieci chorowały, a ze względu na koszty, dostępność do opieki zdrowotnej i zabobony, często nie dożywały dorosłości. Zarówno matkom, jak i ich dzieciom, towarzyszyło niedożywienie i wyczerpanie ciężką pracą fizyczną.
Na wsi pracowali wszyscy, nawet kilkuletnie dzieci. Kiedy nadchodziła dorosłość należało myśleć o posagu. Więcej szczęścia miały te panny na wydaniu, które mogły wnieść do małżeństwa dużą ilość ziemi liczonej w morgach. Wtedy kandydatów było wielu. A jaki los pozostał tym najbiedniejszym? Głód i bieda do końca życia. Niektóre kobiety podejmowały pracę jako służące w miastach, inne wyjeżdżały zarobić za granicę i harowały tam ponad swoje siły. Kobieta wszędzie traktowana była jak tania siła robocza, a wręcz niewolnica – czy to gdzieś na służbie u Państwa, czy w rodzinnym gospodarstwie.
Wieś kojarzy się z sielskością – eko warzywami, grządkami kwiatowymi w przydomowym ogródku, pysznymi wypiekami, mlekiem od krowy i swojskimi jajami. Jak wyglądało to w rzeczywistości? Mało które rodziny wiejskie mogły pozwolić sobie na zjadanie własnych wyrobów, takich jak jaja czy twarogi. Wszystko szło na sprzedaż do miast. Rodziny żywiły się głównie mlekiem, ziemniakami, grochem i kapustą. Codzienny jadłospis był monotonny, pozbawiony witamin i nieprzystosowany do ciężkiej pracy.
Książka Chłopki wciągnęła mnie bez reszty. Przeczytałam ją w trzy dni. Czyta się jak dobrą powieść. Bywały momenty, kiedy czułam bezsilność wobec niesprawiedliwości społecznej, która dotykała wiejskie kobiety i ich potomstwo na początku XX wieku. Jak widać, społeczeństwo w tym przedziale historycznym było pełne kontrastów – z jednej strony możniejsi mieszkańcy dworków, bogatsi mieszczanie, którzy żyją jak pączki w maśle, a z drugiej chłopskie rodziny z jedną parą butów na kilka osób.
Obraz dawnej wsi, który wyłonił się z reportażu Joanny Kuciel – Frydryszak, jest naprawdę przygnębiający. I tak sobie myślę, czy komukolwiek z pierwszej połowy XX wieku udawało się wieść tam szczęśliwe życie? Losy książkowych chłopek odcisnęły na mnie silne piętno i pozostawiły smutne wrażenie na długo. Książka daje do myślenia. Mimo tego pesymistycznego akcentu na końcu, czytało mi się bardzo dobrze.